Tak, jak większości ludzi 06.06 kojarzy się pewnie z lądowaniem Aliantów na plaży Omaha, tak mi kojarzy się przede wszystkim z tym, że tego dnia aktualizuję co roku informację na temat tego, ile mam lat. Mówiąc prościej - mam dziś urodziny ;)
No ale miało być o szosie. Niestety, mogłem dziś wyskoczyć tylko na skromne 50 km. Chociaż i tak dobrze, że na tyle się udało. Ponieważ wstałem dziś troszkę wcześniej, to wyruszyłem przed południem, jednak temperatura i tak krążyła już w okolicach 30°C, co wcale mnie nie radowało (a M pewnie tym bardziej, bo znowu się opaliłem ;)), bo to jak dla mnie już troszkę za dużo. W tamtą stronę (standardowa pętla przez Laski) jechałem z wiatrem, przez co ze względu na dzisiejszą datę i moje urodziny zafundowałem sobie 60 km/h po płaskim ;) Szkoda, że zmieniało się światło, bo może i więcej by się udało wyciągnąć, chociaż wtedy nie byłoby już tego ezoterycznego przesłania numerologicznego... ;) Z wiatrem jak zwykle sympatycznie i bez katowania się, jednak z powrotem już oczywiście mniej fajnie. Wiał solidny wiatr czołowy i boczny, dzięki któremu trochę mną czasem rzucało na boki. Może jestem za lekki? ;) Starałem się troszkę popracować nad techniką pedałowania, bo wczorajsza jazda w cywilnych butach na Authorze uświadomiła mi, że chyba jednak za mało wykorzystuję potencjał tkwiący w tym, że jestem wpięty. Troszkę to pewnie potrwa zanim mięśnie się przyzwyczają i wyrobię sobie jakieś odruchy, ale na pewno warto. Pewnie też nie zawsze będę o tym pamiętał, ale przecież chodzi właśnie o to, żeby to było odruchowe ;) Dobre i dzisiejsze 50 km. Obawiałem się, że będę znacznie słabszy po kolejnej kilkudniowej przerwie od szosy, ale aż tak źle nie było. Kolejny raz przekonałem się też, że szybko można odzwyczaić się od któregoś roweru, bo po ostatnich dwóch wycieczkach na Authorze, dziś przez pierwsze kilka minut i zakrętów czułem się zdecydowanie nieswojo na Scottcie. Szybko jednak przypomniałem sobie, co i jak i dalej już było po staremu. Przez najbliższe 2 dni czeka mnie chyba kolejna wymuszona przerwa o szosy, bo w czwartek mało fajne zaliczenie. Chociaż w czwartek i piątek też może być ciężko o jakieś kręcenie, ale to się jeszcze zobaczy na bieżąco. Tymczasem zabieram się za malutkie przygotowania, bo czeka nas dziś jeszcze urodzinowe świętowanie w rodzinnym gronie ;)
No ale miało być o szosie. Niestety, mogłem dziś wyskoczyć tylko na skromne 50 km. Chociaż i tak dobrze, że na tyle się udało. Ponieważ wstałem dziś troszkę wcześniej, to wyruszyłem przed południem, jednak temperatura i tak krążyła już w okolicach 30°C, co wcale mnie nie radowało (a M pewnie tym bardziej, bo znowu się opaliłem ;)), bo to jak dla mnie już troszkę za dużo. W tamtą stronę (standardowa pętla przez Laski) jechałem z wiatrem, przez co ze względu na dzisiejszą datę i moje urodziny zafundowałem sobie 60 km/h po płaskim ;) Szkoda, że zmieniało się światło, bo może i więcej by się udało wyciągnąć, chociaż wtedy nie byłoby już tego ezoterycznego przesłania numerologicznego... ;) Z wiatrem jak zwykle sympatycznie i bez katowania się, jednak z powrotem już oczywiście mniej fajnie. Wiał solidny wiatr czołowy i boczny, dzięki któremu trochę mną czasem rzucało na boki. Może jestem za lekki? ;) Starałem się troszkę popracować nad techniką pedałowania, bo wczorajsza jazda w cywilnych butach na Authorze uświadomiła mi, że chyba jednak za mało wykorzystuję potencjał tkwiący w tym, że jestem wpięty. Troszkę to pewnie potrwa zanim mięśnie się przyzwyczają i wyrobię sobie jakieś odruchy, ale na pewno warto. Pewnie też nie zawsze będę o tym pamiętał, ale przecież chodzi właśnie o to, żeby to było odruchowe ;) Dobre i dzisiejsze 50 km. Obawiałem się, że będę znacznie słabszy po kolejnej kilkudniowej przerwie od szosy, ale aż tak źle nie było. Kolejny raz przekonałem się też, że szybko można odzwyczaić się od któregoś roweru, bo po ostatnich dwóch wycieczkach na Authorze, dziś przez pierwsze kilka minut i zakrętów czułem się zdecydowanie nieswojo na Scottcie. Szybko jednak przypomniałem sobie, co i jak i dalej już było po staremu. Przez najbliższe 2 dni czeka mnie chyba kolejna wymuszona przerwa o szosy, bo w czwartek mało fajne zaliczenie. Chociaż w czwartek i piątek też może być ciężko o jakieś kręcenie, ale to się jeszcze zobaczy na bieżąco. Tymczasem zabieram się za malutkie przygotowania, bo czeka nas dziś jeszcze urodzinowe świętowanie w rodzinnym gronie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz