Wczoraj pogoda była taka, że lepiej nie mówić - 8*C i ulewa, jaka nawet w cieplejszych miesiącach rzadko rzadko się zdarza. Luty, nie ma co... Znalazłem sobie jednak zajęcie i miałem zamiar sprawdzić jeszcze raz ustawienie siodełka, bo ostatnio znowu coś mi, a właściwie moim kolanom, nie pasowało. Dziwne, bo od dłuższego czasu wszystko było ok i jeździło mi się naprawdę wygodnie. Posunąłem się nawet do tego, że kręcąc na rolkach nagrałem sobie pracę nóg, sprawdzałem kąt wyprostowanej nogi i pion kolano/oś pedału, hehe. Wszystko jednak wyglądało dobrze (pomijając oczywiście amatorskość takich pomiarów), a i przecież nic ostatnio nie zmieniałem. Tak to już jest, jak za oknem leje, a człowiek dawno nie jeździł ;) No ale nie o tym miało być...
Wczoraj też otrzymałem od M radosną wiadomość - dziś zapowiadali jakieś wyższe (jak na luty) temperatury i brak opadów. No i sprawdziło się - za oknem suchutko i 5,5*C na termometrze! Trzeba to więc było jakoś wykorzystać, bo podobno od wtorku ma wrócić zima. Tak więc ok. południa wskoczyłem na rowerek i pojechałem na jedną z moich oklepanych tras: Warszawa - Laski - Izabelin - Koczargi Stare (ul. Akacjowa wreszcie zrobiona!) - Zielonki-Parcele - Latchorzew - Warszawa. Jechało się świetnie, w ogóle nie czułem, że miałem trochę przerwy w styczniu. Co prawda trochę wiało, ale i tak było lepiej niż wczoraj, kiedy to jadąc z wiatrem można by jechać pewnie z 50 km/h nie wstając z siodełka ;) Dziś przynajmniej słońce przebiło się przez chmury, co w porównaniu z tym, jaka pogoda była przez ostatnie 2 miesiące naprawdę zachęcało do jazdy. Po drodze, w okolicach Hornówka, minąłem 3 szosowców, wcześniej jednego, który - o ile mnie wzrok nie mylił - jechał w krótkim rękawku. No cóż, co kto lubi ;) Drogą 580 jechałem praktycznie cały czas powyżej 35 km/h - miłe zaskoczenie. Zaskoczyło mnie też jak zmieniła się droga przy nowej S8 - gdybym nie wiedział, że wcześniej coś tam kopali to pomyślałbym, że gdzieś źle skręciłem ;) Górczewską też się miło mknęło. Dopiero ok. 3 km przed domem zacząłem czuć mięśnie nóg i głód, więc można powiedzieć, że dystans dobrany idealnie jak na obecną formę, heh. Super, że mogłem dziś na chwilę wyskoczyć, bo pomimo ferii trochę obowiązków jednak jest, więc dobre i 50 km. Na drogach trochę świeżych dziur narodzonych po (właściwie w trakcie) zimie. Kolana się jak na razie nie odzywają (nawet lewe - miło), więc mam nadzieję, że wszystko będzie ok. Pogoda genialna, chociaż troszkę zmarzły mi palce u stóp, ale to nic. Na koniec 2 zdjęcia - będzie się miło wspominało, jak zima znowu wróci ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz