Za kilka dni, bo już 18 stycznia, rozpoczyna się Santos Tour Down Under, będący pierwszym wyścigiem UCI WorldTour w 2011 roku. Tak więc, znowu coś się będzie działo. Niestety relacji w Eurosporcie nie będzie, więc pozostanie pewnie oglądanie skrótów na JuTjubie. Tak właściwie, to powinno to nawet wystarczyć, bo główną atrakcją TDU będą pojedynki sprinterów. A tu z kolei, główną atrakcją (przynajmniej dla mnie) będzie pewnie rywalizacja Marka Cavendisha z Andre Greipelem. Panowie jeździli razem w zeszłym sezonie w barwach ekipy HTC-Columbia (która to dzięki nim odniosła chyba najwięcej zwycięstw w 2010, o ile się nie mylę), ale że Greipel czuł się niedoceniony, podpisał kontrakt z Omega Pharma-Lotto. Jeśli chodzi o sprint, to obaj znają się na rzeczy, więc może być ciekawie. W HTC było dla nich chyba trochę za ciasno (podobnie jak zresztą było w przypadku Armstronga i Contadora w Astanie), więc pojawiły się spięcia (więcej na Cycling News). Swoją drogą, Greipel zwyciężył w klasyfikacji generalnej TDU 2008 i 2010. Wtedy jednak nie miał przeciwko sobie Cavendisha. Jednak TDU 2011 to nie tylko oni. Jest jeszcze Farrar (w barwach nowej drużyny Garmin-Cervelo), Davis (zwyciężył w TDU 2009) czy, jeżdżący w RadioShack od tego sezonu, Robbie McEwen. Jeszcze kilku silnych zawodników by się znalazło, ale skoro jesteśmy już przy RadioShack, to w TDU pojedzie też Armstrong. 2 lata temu TDU był jego pierwszym po powrocie (po zwycięstwie w Tour de France 2005) do zawodowego kolarstwa wyścigiem. W tym roku mówi się już o nim zdecydowanie mniej, a poza tym mają to być jego ostatnie zawody poza USA.
No cóż, na finiszach może być ciekawie. W Australii przynajmniej jest ciepło, a u nas występuje obecnie jakieś chore pomieszanie zimy z jesienią ;) Na szczęście powodzie nie dotarły do okolic rozgrywania wyścigu. Oczywiście najlepiej by było, gdyby w ogóle nie wystąpiły, no ale na to już nikt nie ma wpływu.
Skończyliśmy dziś wcześniej zajęcia, więc miałem trochę więcej czasu żeby zrobić coś pożytecznego - pokręciłem trochę na rolkach, do tego przysiady i parę innych ciekawostek ;) Niedługo idziemy jeszcze z M i znajomymi (a raczej Znajomymi przez wielkie "Z" :)) na łyżwy, więc dzień można zaliczyć do udanych. Jutro będzie trzeba posiedzieć nad projekcikami (na szczęście wszystko już powoli zmierza ku końcowi), ale na jakiś ruch też się na pewno znajdzie czas ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz