11 czerwca 2013

Szosa 11-06-2013 (51,16 km)

Jednym z plusów mojej pracy jest to, że mniej więcej na początku miesiąca mogę odebrać sobie nagromadzone nadgodziny (te z kolei są pewnym minusem ;)). Tak też zrobiłem teraz, przedłużając sobie weekend o poniedziałek i wtorek. W planach był oczywiście rower. Kolejny raz jednak dało o sobie znać moje szczęście do pogody na rower, kiedy akurat mógłbym gdzieś pojechać. Od kilku dni pada(-ł) deszcz, który skutecznie pokrzyżował mi szosowe plany. Sytuacja za oknem wyglądała mniej więcej tak (wybaczcie to przepalone niebo ;)):


Mało rowerowo... W niedzielę padało tak intensywnie, że zalane zostało sporo dróg i budynków, w tym garaż na naszym osiedlu:


Niezbyt przyjemna sytuacja, ale na szczęście żadnych większych strat nie było.

Dziś pogoda była już lepsza i chociaż niebo wciąż jest zakryte warstwą ciemnych chmur, to postanowiłem nie dawać za wygraną i przynajmniej w jeden z czterech wolnych dni pójść na rower. Na dzisiejszym celowniku znalazł się Czosnów. Nieco monotonnie, ale przynajmniej do Łomianek coś więcej się dzieje - chociażby to, że droga czasami zakręca ;) Po drodze zatrzymałem się na chwilę, żeby podregulować tylną przerzutkę, bo czasami nieco opornie wrzucała łańcuch na większe zębatki, a poza tym miała problem ze wskakiwaniem na najmniejszą. Poszło w miarę gładko, a i tak myślę, że przerzutka spisuje się całkiem nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że regulowałem ją ostatni raz przy okazji składania roweru w kwietniu 2011 :) Jechało się nawet nieźle, chociaż jak zwykle przeszkadzał wiatr. W drodze powrotnej też. Minimalnie za mało dziś zjadłem, bo pod koniec zacząłem czuć głód, przez co nogi kręciły już nieco słabiej. Na dokładkę, ostatnie kilka kilometrów przejechałem w lekkim deszczu, który jednak postanowił dziś popadać. Na szczęście do domu było już całkiem blisko, więc strat w ludziach i sprzęcie nie było. Kolejny raz jednak sprawdza się to - poza moich pechem do pogody na rower ;) - że po nasmarowaniu łańcucha zazwyczaj łapie mnie deszcz. A nasmarowałem go wczoraj... Pozostaje mi więc albo nie smarować w ogóle, albo kupić na zapas kilka litrów jakiegoś oleju ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz