27 czerwca 2014

Szosa 27-06-2014 (72,62 km)

A jednak...! Wbrew temu, co przewidywałem w ostatnim wpisie, czerwiec nie będzie miesiącem czterdziestokilometrowych wypadów ;) Udało mi się wyjść wcześniej z pracy i o 16:30 byłem już na szosie. Pogoda była idealna, bo pięknie świeciło słońce i było 25°C, czyli tyle ile w zupełności mi wystarcza. Jedynym minusem był wiatr, który wiał dość solidnie z zachodu.

Dziś nie mam na co narzekać. Właściwie, to mam raczej powody do zadowolenia ;) Mimo wiatru w twarz podczas jazdy w tamtą stronę, udawało mi się praktycznie cały czas utrzymywać powyżej 30 km/h. Starałem się trzymać nieco wyższą niż zazwyczaj kadencję i jechałem ok. 95 RPM. Pod Zaborów wpadło 45 km/h, w drodze powrotnej z kolei 50 km/h. Tak naprawdę, od początku do końca sił nie brakowało i ogólnie jechało mi się zdecydowanie pozytywnie. Może świetna pogoda jakoś wyjątkowo dobrze mnie nastrajała... ;) Gęba się sama cieszyła, kiedy dookoła były widoki takie jak te poniżej:




Korzystając z większej niż zwykle ilości wolnego czasu pojechałem do Gawartowej Woli. Odbiłem w prawo na Wiejcę. Jechałem tamtędy pierwszy raz i po chwili lekko się zdziwiłem, bo... w połowie drogi kończy się asfalt i dalej prowadzi droga szutrowa :)


Postanowiłem jednak nie zawracać i wychodząc z założenia, że do drogi 580 jest już raczej niedaleko, pojechałem dalej. Nieco obawiałem się, czy Durano S (którym to ostatnio stuknęło 7 tys. km) nie okupią tego życiem, ale na szczęście bez problemów przeszły kolejną próbę, która jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu o ich odporności na przebicia (swoją drogą, na dniach zaopatrzę się w nówki sztuki :)). Szutrowy odcinek ciągnął się przez kilometr, po czym z radością wróciłem z powrotem na gładziutki asfalt ;) Droga do domu minęła całkiem szybko, wiatr wiał tym razem przeważnie cały czas w plecy, więc jechało się nieco łatwiej.

Poza tym, że wreszcie udało mi się wyskoczyć na więcej niż jakieś wieczorne 40 km, cieszy mnie chyba najbardziej to, że nogi z powrotem już się nieco rozkręciły po ostatnich przerwach w jeździe. Brakuje ciągle jeszcze trochę przyspieszenia i lekkości, ale jest nieźle. Jak na moje skromne warunki, oczywiście... :)

25 czerwca 2014

Szosa 25-06-2014 (43,66 km)

Wszystko wskazuje na to, że czerwiec zostanie miesiącem czterdziestokilometrowych wypadów... ;) Na dłuższą (oraz częstszą) jazdę niestety nie ma ostatnio zbyt wiele czasu, ale tak to już bywa.

Wyruszyłem dopiero przed 20, ale że dni mamy obecnie naprawdę długie, nie jechałem na szczęście w kompletnej ciemności. Jak na tę godzinę, minąłem całkiem sporo kolarzy w okolicach Starych Babic. Wszyscy jechali niestety w przeciwnym kierunku... Naliczyłem chyba siedmiu, w tym dwie dwójki. Nie poznałem wśród nich nikogo z naszych, a to wskazywałoby na to, że poza osobami spotykającymi się pod kościołem, jest jeszcze sporo niezrzeszonych... :)

Tym razem muszę przyznać, że jechało mi się naprawdę nieźle jak na moją obecną formę. Może to kwestia słabszego wiatru, może po prostu lepszej dyspozycji, ale w tamtą (czyli do Zaborowa) stronę trzymałem ok. 35 km/h, z powrotem ok. 32 km/h. Dużo tych kilometrów ostatnio nie było, więc i nie spodziewałem się jakichś cudów, ale z pewnością było dziś lepiej niż w trakcie ostatnich kilku jazd.

Żeby nie było jednak zbyt różowo, w drodze powrotnej do łydek (najpierw prawej, potem lewej :)) zaczęły się dobierać jakieś perfidne skurcze, ale na szczęście po kilku kilometrach dały za wygraną. Znowu mogłem w miarę normalnie kręcić, a i starczyło też sił na krótki sprincik na światła nad trasą S8 ;)

Ponieważ nie było komu robić zdjęć, a wpis bez zdjęcia to nie wpis ;) pokusiłem się na kolejny tandetny zachód słońca. Sorry... ;)

18 czerwca 2014

Szosa 18-06-2014 (46,33 km)

Podobnie jak wczoraj, chciałem wyskoczyć po pracy i złapać chociaż trochę kilometrów. Jechało mi się nieco lepiej, ale i tak szału ciągle nie ma ;) Pogoda za to znowu dopisała, bo było przyjemne wieczorne 20°C.

Pod Starymi Babicami spotkałem tym razem Witka i Janka (ruszali o 17:30), akurat sobie finiszowali. Wiedziałem, że się miniemy, tylko nie wiedziałem o której i gdzie... ;)

Dziś pojechałem trochę inaczej niż wczoraj, bo za Zaborowem odbiłem w lewo i skierowałem się na Myszczyn i Pilaszków. W Pogroszewie odbiłem na Borzęcin Duży i dalej już toczyłem się w stronę domu drogą 580.

Nie pozostaje teraz nic innego jak wypatrywać następnych okazji do wykręcenia kolejnych kilometrów, bo nogi ciągle marne. Najfajniej byłoby znowu pojechać ze starobabicką ekipą, ale zobaczymy jak będzie z czasem i pogodą, bo z tymi ostatnio bywa różnie...

17 czerwca 2014

Szosa 17-06-2014 (47,04 km)


Krótka rozgrzewkowa jazda po kilkutygodniowej przerwie (praca, potem urlop i takie tam ;)). Rewelacji po nogach się nie spodziewałem. Jakoś się nawet toczyłem, ale jeszcze trochę czasu i kilometrów musi minąć zanim znowu wejdę na jakieś wyższe obroty. Pojechałem do Zaborowa i z powrotem. W tamtą stronę przeszkadzał trochę wiatr w twarz, ale że i tak średnio mi się jechało to było mi wszystko jedno ;)

Poza dwoma szosowcami, kawałek za Starymi Babicami spotkałem Artura, Piotrka i Marka, którzy wyruszyli spod kościoła w trochę wcześniej i akurat wracali. Oj, pojeździłoby się znowu w grupie... Na razie jednak trochę ciężko mi się organizacyjnie wpasować, ale właściwie może to i lepiej, bo z tak marnymi nogami mógłbym ewentualnie podawać chłopakom bidony w Lesznie ;)

Wracając drogą 580, kawałek za Borzęcinem Dużym, trafiłem na korek w stronę Warszawy. Okazało się, że miał miejsce wypadek i ruch w obie strony był zablokowany.


Zderzyły się czołowo dwa samochody. Kogoś zabrał helikopter. Szczegółów niestety nie znam, ale słabo to wyglądało. Mam nadzieję, że wszystko stosunkowo dobrze się skończyło...

Super, że dni są już całkiem długie i nawet późniejszym popołudniem można na trochę wyskoczyć. Kilometrów jakoś wyjątkowo dużo nie wpadło, ale dobre i te prawie pięć dyszek.