06 października 2012

Szosa 06-10-2012 (50,62 km)

Taaak! Po ślubno-mieszkaniowej przerwie od roweru trwającej 3,5 miesiąca, dziś - po raz pierwszy z obrączką - wsiadłem na biednego, zaniedbanego Scotta i wyruszyłem na szosę! :) Kolejny raz przekonałem się, że nie do końca warto przejmować się prognozami pogody, bo dzisiejsza niewiele miała wspólnego z rzeczywistością. Miało padać popołudniu, a padało rano, jednak jak się dowiedziałem - na Śląsku było słonecznie i z pewnością stamtąd przybyła dobra pogoda - dzięki, Serafin ;) Dziękuję też mej ukochanej Małżonce, która rozwiała moje pogodowe wątpliwości i wręcz kazała mi iść na rower - prawdziwy Skarb, czyż nie? :D Tak też zrobiłem i po napompowaniu kół oraz odkurzeniu Scotta założyłem dawno nieużywane szpikowe ciuszki. Pogoda była w sam raz, chociaż było parę chmur, które zapewne chciały nieco postraszyć deszczem:


Nie spadła jednak - przynajmniej na mnie - ani jedna kropla i można było cieszyć się jazdą. Jednym z plusów przeprowadzki jest też to, jak już kiedyś wspominałem, że teraz do moich standardowych szosowych tras mam 1,5 km, a nie jak dotąd - 15 km przez przeważnie zatłoczone miasto :) Nie ujechałem jednak zbyt wiele, bo jakieś 15 km, kiedy na horyzoncie pojawiły się kolejne zastępy ciemnych chmur, które już nieco bardziej dawały do myślenia w kwestii przemoknięcia:


Zaczął też wiać dość mocny wiatr (który zresztą przez resztę drogi skutecznie odebrał mi sporą część sił), więc postanowiłem skierować się w stronę domu, ale tylko skierować się, a nie wracać. Pokręciłem się po okolicach Starych Babic, Lipkowa, Koczarg Starych itd. (na drugim zdjęciu staw Parafialnego Stowarzyszenia Wędkarskiego Lin w Lipkowie - mam nadzieję, że nie przekręciłem nazwy):



Okazało się, że z deszczu raczej nic dziś nie będzie i na jakiś czas zza chmur wróciło nawet słońce. Po drodze minąłem i pomachałem trzem szosowcom (tym razem niestety nie natknąłem się na Kolegę na czerwonym Authorze Focusie ;)). Pomimo przerwy jechało mi się całkiem nieźle. Nogi wcale nie były jakoś bardzo zastane, jednak brak wytrzymałości szybko dał o sobie znać, bo ok. 40 kilometra dopadł mnie jakiś kryzys i szybko opadłem z sił. Może to kwestia skromnego posiłku (a właściwie jego braku ;)) przed jazdą albo wiatru, z którym trzeba się było solidnie zmagać, ale wskazuje to na jedno - formy brak, czemu zresztą nie ma się co dziwić ;) Już prawie pod domem kryzys minął, ale że w założeniu były okolice 50 km, postanowiłem zakończyć na tym dzisiejszy - niejako inauguracyjny - wypad. I tu kolejna niespodzianka i słowa uznania dla Żonki - czekał na mnie pyszny obiadek! Muszę zaplanować sobie wizytę w kwiaciarni i u jubilera w najbliższej przyszłości :D Skoro przy jubilerze jesteśmy, to na koniec moja pierwsza, ale i najfajniejsza biżuteria w życiu :)


Jak wielokrotnie zdarza mi się pisać - szkoda, że dystans nie był nieco większy, ale najważniejsze, że udało mi się dziś pojechać, zwłaszcza po takiej przerwie :) Może jutro pogoda też dopisze...? :)

4 komentarze:

  1. No i widzę, że udało udało się, wreszcie wskoczyć na szosę. Gratulacje, pogoda była super, tyle, że ten wiatr. Więc ja zrezygnowałem z szosy, ze względu na wiatr i wskoczyłem na górala, pokręcić się po Puszczy Kampinoskiej (nawet tam czułem, że wieje) trasa Lipków, Mały Truskaw, Sadyklerz, Zaborów Leśny (niebieski szlak), odbiłem na zielony i miałem polecieć na cmentarz w Palmirach (są tam 2 takie fajne podjazdy), ale pojechałem czarnym szlakiem na Truskaw, bo i mnie chmurki postraszyły, coś tam dokręciłem w lasku bemowskim i do domu. Mam nadzieje, że będzie jeszcze sporo dni, kiedy da się pojeździć i spotkamy się na trasie i wreszcie pogadamy.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam mocno kciuki za spełnienie się ostatniego zdania :) A wszystkie wcześniejsze znowu przywołały do mej głowy myśli o kupnie jakiegoś crossowego rowerka (a może przełaj? ;>) żeby móc też pokręcić się w terenie ;) Na razie pewnie jednak nic z tego nie wyjdzie, bo tak naprawdę na samą szosę mam tyle czasu co nic. Jeden z tych podjazdów chyba kojarzę - czy to ten, na który odbija się w lewo jadąc brukowaną drogą w stronę cmentarza? Dawno nie byłem w tamtych okolicach, a szkoda, lubię je...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie te okolice czarny szlak przed wjazdem na kostkę brukową.

    A mój ulubiony - czerwony szlak, który zaczyna się w okolicach Dziekanowa Leśnego przy szpitalu - najpiękniejsze widoki, masa podjazdów, trudny teren, można spotkać dziki, trasa do przejechania wyłącznie na góralu.

    http://kampinoski-pn.gov.pl/images/mapa_kpn.jpg

    Nie kupuj crossowego, kup fajnego górala, zresztą, Ty chyba masz całkiem fajnego górala Authora. Fajna sprawa trochę odbić od asfaltu i tirów i pośmigać po lesie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy nie miałem jednak na myśli innej górki - o ile się nie mylę, zazwyczaj jeździłem niebieskim szlakiem od Truskawia, chociaż naprawdę dawno tam nie byłem i mogę coś mylić. Swoją drogą, fajna mapa, dzięki. Kto wie, może jeszcze kiedyś wskoczę na górala... :) Przerzuciłem się na szosę, bo miałem daleko (chociaż to pojęcie względne) do jakiegokolwiek terenu. Teraz jest zdecydowanie inaczej tylko czasu mniej. Górala raczej nie mam :) Authora przerobiłem na bardziej komunikacyjny rowerek, a o crossie myślałem właśnie dlatego, żeby móc pogodzić komunikację z terenem. Chociaż na razie pewnie i tak zostanie jednak szosa, chociaż czasem ciągnie w teren, wracają wspomnienia... :) Intrygująco brzmi Twój opis czerwonego szlaku - kusi :)

    OdpowiedzUsuń