Nareszcie. Temperatury powyżej 10°C i słońce. Dawno tego nie było. Przez ostatnie kilka miesięcy - nawet pomimo tego, że zima była całkiem łagodna - widoki za oknem nie motywowały do niczego. I chociaż troszkę kilometrów zdążyło już w tym roku wpaść, to była to raczej jazda mająca na celu uniknięcie kompletnego utracenia tego, co jakoś tam udało się zbudować w ubiegłym roku. Mogłoby oczywiście być lepiej, ale nie jest też najgorzej.
Wiosna jest chyba moją ulubioną porą roku. Nie ma jeszcze takich upałów jak w lecie, a po kilku miesiącach szarugi promienie słońca wyjątkowo motywują. Nie tylko do jazdy na rowerze, ale do robienia czegokolwiek. Można na jakiś czas zapomnieć o jeździe w ujemnych temperaturach, o tym jak nie czuć dłoni przy chociażby drugiej godzinie kręcenia i problem stanowi nie tylko hamowanie, ale też zdjęcie kurtki po powrocie do domu. O tym, jak cyferki na wyświetlaczu licznika zmieniają się z powodu mrozu tak wolno, że zastanawiasz się czy zaraz w ogóle nie przestaną się zmieniać. O tym, jak przed wyjściem trzeba założyć na siebie milion ciuchów, co trwa zdecydowanie za długo, czy o tym, że pojeździć przy względnym braku egipskich ciemności można tylko w weekend. O ile właśnie nie spadł jakiś pseudo śnieg i drogi nie są na tyle śliskie, że pierwszy zakręt gwarantuje efektowną glebę...
Zdecydowanie przyjemniej jeździ się w takiej scenerii
niż w takiej:
Teraz pozostaje mieć nadzieję, że zima nie zdecyduje się na nagły powrót i okazji do jazdy będzie pod dostatkiem. A nawet, jeśli nie pod dostatkiem, to że uda się fajnie wykorzystać te, które się pojawią.
A w międzyczasie pojawiło się parę zmian w sprzęcie, ale o tym wkrótce... :)
Wiosna jest chyba moją ulubioną porą roku. Nie ma jeszcze takich upałów jak w lecie, a po kilku miesiącach szarugi promienie słońca wyjątkowo motywują. Nie tylko do jazdy na rowerze, ale do robienia czegokolwiek. Można na jakiś czas zapomnieć o jeździe w ujemnych temperaturach, o tym jak nie czuć dłoni przy chociażby drugiej godzinie kręcenia i problem stanowi nie tylko hamowanie, ale też zdjęcie kurtki po powrocie do domu. O tym, jak cyferki na wyświetlaczu licznika zmieniają się z powodu mrozu tak wolno, że zastanawiasz się czy zaraz w ogóle nie przestaną się zmieniać. O tym, jak przed wyjściem trzeba założyć na siebie milion ciuchów, co trwa zdecydowanie za długo, czy o tym, że pojeździć przy względnym braku egipskich ciemności można tylko w weekend. O ile właśnie nie spadł jakiś pseudo śnieg i drogi nie są na tyle śliskie, że pierwszy zakręt gwarantuje efektowną glebę...
Zdecydowanie przyjemniej jeździ się w takiej scenerii
A w międzyczasie pojawiło się parę zmian w sprzęcie, ale o tym wkrótce... :)
Cześć, zdecydowanie masz rację, chce się wszystko.
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta w przerwie między kręceniem, spora dawka pozytywnej energii.
Czekam na opis zmian.
Pozdrawiam GreQ vel Grzegorz
Cześć! Wpisów ostatnio niewiele, ale oczywiście zapraszam do kolejnych odwiedzin :) Opis na pewno będzie, ale muszę jeszcze podomykać kilka kwestii...
UsuńPozdrawiam!
Okazje jak okazje... Oby czas był! ;)
OdpowiedzUsuńPrzyjmijmy, że w tym przypadku okazje = czas :D
UsuńJa też zaopatrzyłam się w nowy sprzęt na ten sezon :) Najbardziej dumna jestem z nowego roweru miejskiego http://damelo.pl/140-damskie-rowery-miejskie-rekreacyjne dzięki któremu mogę śmiało dojeżdżać codziennie do pracy :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że znów wracasz do wycieczek i faktycznie nie trzeba żadnego kopa, bo ładna pogoda motywuje.
OdpowiedzUsuńCześć :) Tak naprawdę nie robiłem przerwy w jeździe, tylko po prostu od początku roku nie opisuję każdego wypadu... ;) A z ładną pogodą jest tak jak piszesz.
UsuńPozdrawiam :)
Wiosna to też moja ulubiona pora na wszelkie aktywności. Po zimowym zastoju, aż chce się coś robić. Sam już kilkukrotnie odpaliłem rower na przejażdżkę.
OdpowiedzUsuńTrapi mnie ostatnio jedna kwestia. Chcę zamontować w swoim rowerze pedały SPD, jednak ostatnio jeżdżę też rowerem do pracy stąd moje pytanie czy ma ktoś jakieś doświadczenie związane z jazdą z pedałami SPD po mieście, gdzie co chwile są światła, duży ruch oraz kręte uliczki?
Jeśli o mnie chodzi to uważam, że do wpięcia można się całkiem szybko przyzwyczaić i chyba nie robiłbym podziału na miasto i "nie miasto". Osobiście, pewniej czuję się w SPDach niż na platformach. Po pewnym czasie (nawet, jeśli okupisz to jedną czy dwoma glebami ;)) po prostu wypinasz się automatycznie i nie myślisz o tym. Ja daję głos na "tak" ;)
UsuńPozdrawiam :)
odpowiedź może być tylko jedna, na TAK.
UsuńKiedyś jeździło się w noskach i blokach to było mistrzostwo świata kiedy trzeba było najpierw odpiąć pasek a potem wyjąć but z pedała, a czasu było na to baaaaardzo mało
GreQ