Bikefitting to temat, który od dłuższego czasu chodził mi po głowie. Ciągle jednak brakowało jednoznacznej decyzji. Chociaż ze swojej pozycji na rowerze byłem całkiem zadowolony, to jednak od pewnego czasu czułem, że z plecami mogłoby być lepiej. Nic mnie co prawda nie bolało (może to kwestia przyzwyczajenia?), ale zwłaszcza przy dłuższych wypadach czułem, że się garbię, wciskam kark w barki i ogólnie rzecz biorąc, odcinek szyjny jest jakoś nienaturalnie powyginany. Nie byłem pewien ile w tym mojego kręgosłupa, a ile być może niewłaściwego ustawienia roweru. Do tego lekka skolioza i nieco niesymetryczne stawianie stóp. Chociaż ze sportem w różnej postaci miałem styczność praktycznie od dziecka, to odkąd pamiętam, zawsze miałem problemy z rozciąganiem. Biorąc to wszystko pod uwagę, bikefitting wydawałby się więc sensownym pomysłem. Z drugiej strony jednak zastanawiałem się, czy przy mojej zdecydowanie amatorskiej jeździe i stosunkowo niewielkiej ilości kilometrów pokonywanych w ciągu roku warto wydawać te kilkaset złotych. Przecież nic mnie nie boli. W podjęciu decyzji pomogła mi jednak żona, która zaproponowała, że mógłby to być świetny prezent na naszą dziesiątą rocznicę (ale ten czas leci! ;)). Nie sposób było się nie zgodzić. Zdrowie najważniejsze. W maju ubiegłego roku otworzyło się w Warszawie Veloart Studio & Cafe. Wybór był prosty :) Na początku roku mieliśmy zresztą zaplanowany krótki poświąteczno-noworoczny urlop, więc wszystko zaczynało się składać w logiczną całość... Telefon, jest wolny termin, klamka (nie mylić z klamkomanetką) zapadła. Wybrałem się i jak było? Chociaż zdjęcie było zrobione jeszcze przy starej pozycji, to ten uśmiech chyba mówi wszystko... ;)
Przy okazji, podziękowania dla żony za to, że wpadła na trochę i zajęła się dokumentacją fotograficzną :) Ale od początku... Do wyboru są dwa pakiety - standardowy (około trzy, cztery godziny) i premium (pięć, sześć). Premium różni się od standardowego tym, że poza ustawieniem pozycji, fitter (będący jednocześnie fizjoterapeutą) pokazuje nam ćwiczenia dostosowane indywidualnie do naszej, nazwijmy to, specyfiki (stopnia rozciągnięcia, przebytych kontuzji, odczuwanych bólów i tak dalej), rower jest myty i wyregulowany, a w trakcie fittingu wykorzystana jest mata tensometryczna do sprawdzenia rozkładu nacisku na siodełku. W moim przypadku, wybór pakietu premium był wskazany - przy okazji weryfikacji i poprawy pozycji na rowerze, chciałem się też dowiedzieć czegoś więcej o swoim pokrzywionym cielsku i poznać ewentualne sposoby na przywrócenie go do jako takiej normalności.
Na wejściu jesteśmy częstowani kawą lub herbatą, rower jest zabierany do serwisu i cała zabawa się rozpoczyna. Fitting robił mi Mateusz, z którym współpracowało się naprawdę świetnie. W ogóle kontakt z Veloartem był pozytywny od pierwszego telefonu i dogadywania terminu. Pomimo tego, że panowie mieli niejednokrotnie okazję współpracować z nazwiskami z najwyższej półki (Mateusz rzucił w pewnym momencie, że jak ostatnio ustawiał Kwiatkowi sky'owe pinarello... ;)) to nawet taki szary zjadacz kilometrów jak ja jest traktowany naprawdę fajnie. Za to plus.
Całą sesja zaczyna się od wywiadu na temat charakteru jazdy, celów, ewentualnie przebytych kontuzji, dolegliwości, tego co nie pasuje w obecnej pozycji, co chcielibyśmy zmienić i tym podobnych. Następnie, wskakujemy w rowerowe ciuchy i fitter sprawdza gibkość naszego ciała, zakres ruchów i parę innych rzeczy, które będą miały wpływ na ustawienie naszej pozycji. Po zorientowaniu się co i jak, poczęstowaniu w międzyczasie sporą dawką teorii, Mateusz pokazał mi zestaw ćwiczeń (nie tylko rozciągających, ale i na wzmocnienie mięśni głębokich), które mają na celu poprawę sytuacji.
Na wejściu jesteśmy częstowani kawą lub herbatą, rower jest zabierany do serwisu i cała zabawa się rozpoczyna. Fitting robił mi Mateusz, z którym współpracowało się naprawdę świetnie. W ogóle kontakt z Veloartem był pozytywny od pierwszego telefonu i dogadywania terminu. Pomimo tego, że panowie mieli niejednokrotnie okazję współpracować z nazwiskami z najwyższej półki (Mateusz rzucił w pewnym momencie, że jak ostatnio ustawiał Kwiatkowi sky'owe pinarello... ;)) to nawet taki szary zjadacz kilometrów jak ja jest traktowany naprawdę fajnie. Za to plus.
Całą sesja zaczyna się od wywiadu na temat charakteru jazdy, celów, ewentualnie przebytych kontuzji, dolegliwości, tego co nie pasuje w obecnej pozycji, co chcielibyśmy zmienić i tym podobnych. Następnie, wskakujemy w rowerowe ciuchy i fitter sprawdza gibkość naszego ciała, zakres ruchów i parę innych rzeczy, które będą miały wpływ na ustawienie naszej pozycji. Po zorientowaniu się co i jak, poczęstowaniu w międzyczasie sporą dawką teorii, Mateusz pokazał mi zestaw ćwiczeń (nie tylko rozciągających, ale i na wzmocnienie mięśni głębokich), które mają na celu poprawę sytuacji.
O ile się nie mylę, wywiad wraz z częścią fizjoterapeutyczną to jakieś półtorej, dwie godziny. W międzyczasie lśniący rower wraca z serwisu razem z diagnozą (muszę się przestawić na chleb i wodę, bo okazało się, że z napędem nie jest tak dobrze jak mi się wydawało). Następnie wpinamy się w trenażer, kręcimy sobie trochę rozgrzewkowo i zaczynamy być obserwowani przez kamerę, która czujnie śledzi każdy nasz ruch ;) oraz umożliwia dalszą analizę pozycji.
W ruch idą także wiązki lasera (powiało trochę sajnsfikszyn), pomagające zbadać osiowość pracy kolan oraz wspomniana na początku mata tensometryczna, dzięki której dowiemy się, czy właściwie siedzimy na siodełku. Wprowadzane są także pierwsze zmiany wysokości siodełka (ostatecznie poszło 6 mm do góry - sporo, a jak na razie jest naprawdę okej).
Następnym etapem jest ustawienie bloków. Przy okazji, sprawdzana jest ewentualna asymetria w długości lub budowie stóp, którą należałoby wziąć pod uwagę podczas fittingu. Przy użyciu kilku magicznych przymiarów, Mateusz znalazł właściwe dla moich stóp ustawienie bloków (1,5 mm do przodu plus lekka rotacja w stosunku do wcześniejszych ustawień), po czym przyszedł czas na koleje testy na trenażerze.
Po bodajże dwóch podejściach do ustawienia, różnicę dało się odczuć, a prawe kolano nie latało już aż tak na zewnątrz jak przed zmianą. Poczułem, że nogi pracują jakby naturalniej, chociaż dotychczas nie narzekałem przecież na jakieś niedogodności.
Przyszedł czas na zmianę w ustawieniach kokpitu. Szerokość kierownicy i ustawienie klamkomanetek były w porządku, jednak zmienić wypadało wysokość kierownicy. Poszła w dół o 1,5 cm i to chyba była zmiana, którą z całego fittingu odczułem najbardziej. W jednym momencie zniknęło napięcie w okolicy karku i pozycja była zdecydowanie luźniejsza, a jednocześnie nie czułem się jakoś nadmiernie pochylony. Plus do komfortu i plus do aero - o to chodzi! ;)
Mateusz pokazał mi jeszcze jak zmieniła się moja pozycja po wprowadzeniu wszystkich zmian. Postanowiłem wznieść się na wyżyny moich graficznych umiejętności i stworzyłem na szybko gifa z ustawieniami przed fittingiem i po:
Zgodnie z tym, co widać w reklamach cudownych środków na odchudzanie, wersję przed powinienem zrobić w wersji czarno-białej i podkreślić moją smutną minę... Mimo to jednak, wydaje mi się, że różnica jest całkiem nieźle widoczna. A jeśli nie jest widoczna, to musicie mi uwierzyć, że jest chociaż odczuwalna ;) Zrobiło się mniej turystycznie, bardziej sportowo, ale nie kosztem wygody.
Tyle pierwszego wrażenia... Wiadomo, że odczucia na trenażerze mogą być nieco inne niż w przypadku jazdy na żywo. Obecnie, warunki na drogach raczej niezbyt nadają się do jazdy szosówką, więc pozostaje kręcić w domu i czekać na zmianę pogody na bardziej sensowną. Przekręciłem już trochę czasu z nowymi ustawieniami na trenażerze i jak na razie jestem zadowolony, chociaż nie wiem, czy zgonie z sugestią Mateusza nie będzie potrzebna zmiana siodełka na nieco szersze. Z tym jednak poczekam na jakieś jazdy w terenie i potwierdzenie obecnych odczuć. Na razie pozostaje trenażer i dużo pracy nad rozciąganiem, a co dalej, zobaczymy podczas kolejnej wizyty. Warto też wspomnieć o otrzymywanym pofittingowym raporcie, w którym mamy podane wymiary liniowe i kątowe nowych ustawień - zarówno naszych jak i roweru.
Samo Veloart Studio & Cafe - wymarzone miejsce dla amatorów szosy, pełne kolarskiej atmosfery i sprzętu z najwyższej półki. Jeden obraz jest wart więcej niż tysiąc słów, a co dopiero kilkanaście obrazów? ;)
Nic tylko chodzić, oglądać i się ślinić. Całe pięć i pół godziny spędzone w Veloarcie oceniam naprawdę pozytywnie. Chociaż nie mogłem być na majowym otwarciu, w którym uczestniczył Kwiato, cieszę się, że moje nogi w końcu przekroczyły progi Veloartu :)
Może za wcześnie na jakieś konkretne oceny, ale czasem można się spotkać z opinią, że lepiej zainwestować w bikefitting niż lepszy sprzęt - na chwilę obecną podpisuję się obiema rękoma pod tym stwierdzeniem, a czy podpiszę się też obiema nogami - czas pokaże :) Na pewno dam znać.
Tyle pierwszego wrażenia... Wiadomo, że odczucia na trenażerze mogą być nieco inne niż w przypadku jazdy na żywo. Obecnie, warunki na drogach raczej niezbyt nadają się do jazdy szosówką, więc pozostaje kręcić w domu i czekać na zmianę pogody na bardziej sensowną. Przekręciłem już trochę czasu z nowymi ustawieniami na trenażerze i jak na razie jestem zadowolony, chociaż nie wiem, czy zgonie z sugestią Mateusza nie będzie potrzebna zmiana siodełka na nieco szersze. Z tym jednak poczekam na jakieś jazdy w terenie i potwierdzenie obecnych odczuć. Na razie pozostaje trenażer i dużo pracy nad rozciąganiem, a co dalej, zobaczymy podczas kolejnej wizyty. Warto też wspomnieć o otrzymywanym pofittingowym raporcie, w którym mamy podane wymiary liniowe i kątowe nowych ustawień - zarówno naszych jak i roweru.
Samo Veloart Studio & Cafe - wymarzone miejsce dla amatorów szosy, pełne kolarskiej atmosfery i sprzętu z najwyższej półki. Jeden obraz jest wart więcej niż tysiąc słów, a co dopiero kilkanaście obrazów? ;)
Może za wcześnie na jakieś konkretne oceny, ale czasem można się spotkać z opinią, że lepiej zainwestować w bikefitting niż lepszy sprzęt - na chwilę obecną podpisuję się obiema rękoma pod tym stwierdzeniem, a czy podpiszę się też obiema nogami - czas pokaże :) Na pewno dam znać.
No, no, fajna rzecz :) Dzięki za ciekawą lekturę! Wprawdzie osobiście nigdy się na BF nie skusiłem (choć temat ciągle wisi gdzieś w głowie), ale od dawna jestem zdania, że to jedna z najlepszych inwestycji "w sprzęt", jakie można sobie wyobrazić, szczególnie jeżeli mamy mówić o trenowaniu, a nie tylko nawijaniu asfaltu na koła.
OdpowiedzUsuńBTW nie ma jak naukowe podejście - okazuje się, że czasami obniżenie kierownicy odciąża barki, zamiast zwiększać nacisk :) Mam nadzieję, że na dłuższą metę będzie Ci równie wygodnie!
Jak zwykle cała przyjemność po mojej stronie! ;) Ciągle jeszcze nie miałem okazji sprawdzić nowej pozycji na szosie (bo ja jestem właśnie raczej z tych "nawijających asfalt na koła" ;)), ale i tak jeszcze raz napiszę, że pierwsze wrażenie jest naprawdę pozytywne. Może ten wpis to znak żebyś też zdecydował się na fitting? ;)
UsuńHehe, tak. Co więcej, obniżenie kierownicy przesuwa ją też nieco do przodu, co w połączeniu z podniesieniem siodełka (i przez to lekkim przesunięciem do tyłu) sprawia, że pozycja jest bardziej "wyciągnięta".
Tak jak już pisałem, bardzo jestem ciekaw jak nowe ustawienia sprawdzą się "w praktyce"...
Pozdrawiam serdecznie!
Fajnie się czytało. Jestem ciekaw jakie będziesz mieć wrażenia jak dłużej pojeździsz w nowym ustawieniu. Z tego gifa trochę wygląda jak by Ci plecy w większy łuk wygięły w nowej pozycji? Co się chyba właśnie przekłada na bóle pleców większe? Chyba, że jakoś to biodrami możesz skorygować...
OdpowiedzUsuńCo jakiś czas nachodzi mnie myśl, czy może by nie pójść na taki bike fitting. Ale jak ja (jeżdżąc na góralu) kilka razy dziennie zmieniam wysokość siodełka od maxymalnie w dól po maksymalnie w górę, to nie wiem czy jest sens...
Cześć :) Przepraszam za lekko spóźnioną odpowiedź... Tak, plecy są trochę bardziej wygięte, ale jak dotąd nie odczułem jakichś negatywnych efektów tej zmiany. "Prawda wyjdzie na jaw" :) jak zrobię trochę xx(x)kilometrówych dystansów, ale na chwilę obecną mam jakby bardziej rozluźnioną pozycję, co - mam nadzieję - będzie też odczuwalne przy dłuższych trasach.
UsuńPozdrawiam! :)
Bikefitting jest chyba słabo rozpoznawalny w Polsce a szkoda bo wygląda to ciekawie
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że sytuacja od jakiegoś czasu się poprawia (bo i kolarstwo szosowe robi się popularniejsze). Więcej jest miejsc, gdzie można zrobić fitting (chociaż miejsce to nie wszystko i fajnie byłoby, gdyby robił go ktoś doświadczony z "podłożem teoretycznym") i więcej się o nim mówi czy pisze. A przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
UsuńZ moimi plecami jest kiepsko, no ale jestem zmuszony do częstego siedzenia nad biurkiem :<
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Patryk
autor bloga: https://rowermania.wordpress.com/
30 year old Database Administrator II Esta Baines, hailing from Mont-Tremblant enjoys watching movies like It's a Wonderful Life and Rowing. Took a trip to Redwood National and State Parks and drives a Ferrari 330 TRI/LM Spider. pojawiaja sie na tej stronie
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWidać masz bardzo rozsądną i troskliwą żonę…. Jeśli chodzi o bikefitting, to z całą pewnością mogę polecić tą placówkę https://www.velolab.pl/oferta/bikefitting/. VeloLAB oferuje usługę ustawienia roweru do potrzeb ciała klienta. W efekcie uzyskuje się komfort i efektywność jazdy, uchroni się przed przeciążeniami, rozwiązuje istniejące dolegliwości takie jak drętwiejące dłonie, ból kolan, ból kręgosłupa lub innych obszarów ciała.
OdpowiedzUsuńZ pierwszym zdaniem zdecydowanie się zgadzam, a odnośnie reszty - doceniam reklamę VeloLABu ;)
UsuńBardzo przydatne porady!
OdpowiedzUsuńBikefitting to usługa, która pozwala na idealne dopasowanie roweru do indywidualnych potrzeb rowerzysty. W Naszosie w Warszawie, specjaliści pomogą Ci ustawić rower tak, aby maksymalnie zwiększyć komfort jazdy oraz poprawić efektywność na trasie, minimalizując ryzyko kontuzji.
OdpowiedzUsuń