Ubiegłosobotnie zmagania z warszawskimi podjazdami narobiły mi smaczku i przez cały tydzień chodził mi po głowie powrót na Powiśle. Pogodowi szamani straszyli dwiema kreskami na plusie, ale najbardziej obawiałem się, że będzie padać. Na szczęście jednak nie padało, a i było troszkę cieplej niż pokazywano w prognozach, bo na termometrze były 4°C.
Uzbrojony w zimowy zestaw ciuchów (z wyjątkiem czapki pod kask - na moją pustą czaszkę powędrował buff) zacząłem od rozkręcenia się na Radiowej i Sikorskiego. Ze Starych Babic skierowałem się już w stronę Powiśla, kręcąc już troszkę mocniej.
Dzisiejsze zmęczenie nóg sponsorowała ulica Oboźna, dziękujemy!
Podjazd zrobiłem sobie pięć razy. Wjazd Oboźną, zjazd Tamką i przez Dobrą i Leszczyńską z powrotem na Oboźną. Wjeżdżało mi się całkiem fajnie, co nie znaczy, że lekko i przyjemnie - nogom i płucom trochę się dostało, ale taki był w końcu plan na dziś :) Podczas jednego ze zjazdów Tamką (jest już wydzielony pas dla rowerzystów) spotkała mnie dość niespodziewana i mało urokliwa sytuacja - pasażer jednego z samochodów najwidoczniej poczuł się na tyle słabo od stania w korku (tak, w sobotę na Tamce zdarzają się korki - ot, Warszawa :)), że postanowił uchylić drzwi i zwymiotować mi praktycznie prosto pod przednie koło... Chociaż trochę mnie dziś kusiło żeby nie hamować zbyt dużo jadąc w dół, to w tej sytuacji jednak doceniłem to, że nie jechałem zbyt szybko i zdążyłem odbić kawałek w prawo. Inaczej, nie dość, że wjechałbym pewnie w otwarte drzwi, to jeszcze zostałbym, powiedzmy, naznaczony. Myślałem, że jeśli ktoś będzie dziś wymiotował to będę to ja podczas podjeżdżania Oboźną, ale jak widać, myliłem się ;) Ale, ale... Zrobiło się nieco niesmacznie, więc ucinam ten temat :)
Cieszę się bardzo, że udało mi się dziś wyskoczyć na rower i pocisnąć sobie troszkę pod górę. Podobało mi się o tyle, że na początku było trochę wyższych prędkości na płaskim, a potem pokatowałem się na Oboźnej. Podjeżdżałem stając na pedałach - pracują wówczas w większym stopniu niż przy jeździe po płaskim również górne partie mięśni, więc chociaż dzisiejszy dystans nie powala, to po powrocie czułem przyjemne zmęczenie i solidne przewentylowanie organizmu (było dziś parę głębszych oddechów na Oboźnej :)). Jednym słowem - fajnie.
PS. Mam nadzieję, że odświeżony lejałt bloga przypadnie Wam do gustu... :)
PS. Mam nadzieję, że odświeżony lejałt bloga przypadnie Wam do gustu... :)
Mnie ostatnio wyjechała kobieta z podporządkowanej. Oczywiście zamiast dodać gazu, to zatrzymała się na środku. Zatrzymałem się kilkanaście centymetrów od jej drzwi. Niektórym ludziom brakuje wyobraźni oraz uwagi, a czasem obu tych rzeczy...
OdpowiedzUsuńLayout bardzo fajny, odświeżył bloga i lepiej wyeksponował logo:)
Oj tak, niestety. "Przecież rowerem nie można szybko jechać, na pewno zdążę"... Dobrze, że udało Ci się zatrzymać. Dzięki za miłe słowa nt. zmian :)
UsuńPozdrowienia!
PS. Nie nadążam za Twoimi "miejskimi" odcinkami! ;) Aczkolwiek pomysł zacny :)
Mogę się tylko domyślać, że pewność chwytu kierownicy mogła znacząco wzrosnąć... ;) Ostatecznie udało się pozbyć badziewia? Jakieś "harcerskie" sposoby? :) Jak by nie było, okoliczni rowerzyści na pewno są wdzięczni :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zmiany się podobają, pozdrawiam!