22 listopada 2014

Szosa 22-11-2014 (52,09 km)

Ubiegłosobotnie zmagania z warszawskimi podjazdami narobiły mi smaczku i przez cały tydzień chodził mi po głowie powrót na Powiśle. Pogodowi szamani straszyli dwiema kreskami na plusie, ale najbardziej obawiałem się, że będzie padać. Na szczęście jednak nie padało, a i było troszkę cieplej niż pokazywano w prognozach, bo na termometrze były 4°C.

Uzbrojony w zimowy zestaw ciuchów (z wyjątkiem czapki pod kask - na moją pustą czaszkę powędrował buff) zacząłem od rozkręcenia się na Radiowej i Sikorskiego. Ze Starych Babic skierowałem się już w stronę Powiśla, kręcąc już troszkę mocniej.

Dzisiejsze zmęczenie nóg sponsorowała ulica Oboźna, dziękujemy!


Podjazd zrobiłem sobie pięć razy. Wjazd Oboźną, zjazd Tamką i przez Dobrą i Leszczyńską z powrotem na Oboźną. Wjeżdżało mi się całkiem fajnie, co nie znaczy, że lekko i przyjemnie - nogom i płucom trochę się dostało, ale taki był w końcu plan na dziś :) Podczas jednego ze zjazdów Tamką (jest już wydzielony pas dla rowerzystów) spotkała mnie dość niespodziewana i mało urokliwa sytuacja - pasażer jednego z samochodów najwidoczniej poczuł się na tyle słabo od stania w korku (tak, w sobotę na Tamce zdarzają się korki - ot, Warszawa :)), że postanowił uchylić drzwi i zwymiotować mi praktycznie prosto pod przednie koło... Chociaż trochę mnie dziś kusiło żeby nie hamować zbyt dużo jadąc w dół, to w tej sytuacji jednak doceniłem to, że nie jechałem zbyt szybko i zdążyłem odbić kawałek w prawo. Inaczej, nie dość, że wjechałbym pewnie w otwarte drzwi, to jeszcze zostałbym, powiedzmy, naznaczony. Myślałem, że jeśli ktoś będzie dziś wymiotował to będę to ja podczas podjeżdżania Oboźną, ale jak widać, myliłem się ;) Ale, ale... Zrobiło się nieco niesmacznie, więc ucinam ten temat :)

Cieszę się bardzo, że udało mi się dziś wyskoczyć na rower i pocisnąć sobie troszkę pod górę. Podobało mi się o tyle, że na początku było trochę wyższych prędkości na płaskim, a potem pokatowałem się na Oboźnej. Podjeżdżałem stając na pedałach - pracują wówczas w większym stopniu niż przy jeździe po płaskim również górne partie mięśni, więc chociaż dzisiejszy dystans nie powala, to po powrocie czułem przyjemne zmęczenie i solidne przewentylowanie organizmu (było dziś parę głębszych oddechów na Oboźnej :)). Jednym słowem - fajnie.

PS. Mam nadzieję, że odświeżony lejałt bloga przypadnie Wam do gustu... :)

4 komentarze:

  1. No to fajną miałeś "przygodę" z gościem z auta. Ja w sobotę też miałem przygodę. Zachciało mi się w KPN-ie sprzątnąć sosnowy konar leżący na drodze, a potem... Wiesz ile się trzeba nakombinować, żeby w środku puszczy zmyć żywicę z rąk.

    Nowy wygląd bloga jest super.

    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę się tylko domyślać, że pewność chwytu kierownicy mogła znacząco wzrosnąć... ;) Ostatecznie udało się pozbyć badziewia? Jakieś "harcerskie" sposoby? :) Jak by nie było, okoliczni rowerzyści na pewno są wdzięczni :)

      Cieszę się, że zmiany się podobają, pozdrawiam!

      Usuń
  2. Mnie ostatnio wyjechała kobieta z podporządkowanej. Oczywiście zamiast dodać gazu, to zatrzymała się na środku. Zatrzymałem się kilkanaście centymetrów od jej drzwi. Niektórym ludziom brakuje wyobraźni oraz uwagi, a czasem obu tych rzeczy...

    Layout bardzo fajny, odświeżył bloga i lepiej wyeksponował logo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, niestety. "Przecież rowerem nie można szybko jechać, na pewno zdążę"... Dobrze, że udało Ci się zatrzymać. Dzięki za miłe słowa nt. zmian :)

      Pozdrowienia!

      PS. Nie nadążam za Twoimi "miejskimi" odcinkami! ;) Aczkolwiek pomysł zacny :)

      Usuń