07 stycznia 2013

Króciutkie podsumowanie 2012 r. i druga rocznica istnienia bloga

Chyba czas najwyższy napisać coś w roku 2013... Zazwyczaj, na koniec starego roku powstają rozmaite podsumowania. U mnie, podsumowanie rowerowe - bo takie wypadałoby napisać na tym blogu - będzie dość skromne. W ubiegłym roku miało miejsce mnóstwo ważnych dla mnie (a nierowerowych) wydarzeń, bo w lutym skończyłem studia, w kwietniu znalazłem pracę, a w sierpniu wziąłem ślub :) W międzyczasie, ciągle aktualny był temat urządzania mieszkania. Na rower nie było więc zbyt dużo czasu, wskutek czego rok 2012 zamknąłem z powalającym na kolana dystansem 1730,62 km :) Poniżej skromny wykresik obrazujący ilość kilometrów w danym miesiącu:


W skrócie, kompletny chaos i niejednokrotnie tak duże miesięczne przebiegi, że możnaby je załatwić w ciągu jednego dnia :) Nie ma co się nad tym dłużej rozwodzić. Jak już napisałem wcześniej, czasu na rower nie ma wiele - średnio pewnie raz czy dwa na miesiąc albo i rzadziej - dlatego od pewnego czasu cieszy mnie każde wyjście na szosę, nawet jeśli przejadę skromne 40 czy 50 km (chyba będę musiał się zastanowić, czy licznik kilometrów widoczny z prawej strony ma jeszcze w ogóle jakiś sens istnienia ;)). Staram się nie poddawać, chociaż czasem ciężko człowiekowi na sercu... ;)

Żeby rozwiać ew. wątpliwości - powyższe wynurzenia nie oznaczają, że jestem teraz wyjątkowo nieszczęśliwym człowiekiem - chociaż rower wciąż jest dla mnie jednym z priorytetów, to teraz są też inne, które potrafią wywołać uśmiech na twarzy :)

Mam cichą nadzieję, że kiedy dzień będzie już dłuższy, uda się jeździć trochę więcej, bo przy obecnej aurze i powrotach do domu najwcześniej (to najwcześniej jest tu kluczowe ;)) ok. 18 jest z tym słabo. Swoją drogą, sam jestem ciekaw jak to wyjdzie w praktyce. Jak to mówią - czas pokaże.



No ale - miało być o drugiej rocznicy istnienia tego jakże wyjątkowego bloga. Standardowo - nie mam pojęcia, kiedy ten czas zleciał. Ilość wpisów była ostatnio mniej więcej proporcjonalna do ilości przejechanych kilometrów, a to oznacza, że chciałoby się więcej ;) Pomijając właśnie częstotliwość pojawiania się nowych wpisów, jestem z grubsza zadowolony z obecnej formy bloga, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że kolejny wpis z serii Szosa... może być dla Odwiedzających nieco nudny (staram się jednak nieco urozmaicać zdjęciami, heh ;)). Cieszę się, że licznik odwiedzin ciągle się kręci, bo to na pewno też jakoś motywuje do dalszego pisania. Za to właśnie chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy mniej lub bardziej regularnie tu zaglądają, komentują (naprawdę DZIĘKUJĘ! :)) i sprawiają, że cokolwiek - poza wpisami pojawiającymi się raz na x dni/tygodni - się tu dzieje.

Patrząc optymistycznie w przyszłość - pozdrawiam i zapraszam! :)

2 komentarze:

  1. Znasz ten dowcip?

    Rozmawia dwóch kolegów:
    - Wiesz, ożeniłem się
    - Tak? To super! Musisz być strasznie szczęśliwy!
    - Żebyś, k..., wiedział. Muszę.

    Nic osobistego, ale tak mi się nasunęło :D



    A sezonem się nie załamuj - zawsze po dużych zmianach potrzeba czasu, żeby sobie poukładać te czy inne sprawy. To na pewno niemała sztuka, ale wszystko jest możliwe, jeżeli tylko naprawdę się tego chce i umie się szukać kompromisów. Będzie dobrze :)

    Trzymam kciuki za udany sezon 2013!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, tak, słyszałem już kiedyś :D

    Dzięki za pocieszenie, staram się właśnie tak do tego podchodzić :) Lekko nie jest, ale życie toczy się dalej :D

    OdpowiedzUsuń