Wczorajszy Paryż - Roubaix padł łupem Toma Boonena. Nie wiem jak on to zrobił, ale aż ciężko uwierzyć w jego fenomenalny powrót do formy. Mam nadzieję, że nie stoją za tym strzykawki i inne czarodziejskie gadżety ;) Nie dość, że w tym sezonie wygrał m.in. Flandrię, to jeszcze teraz P-R. No ale wcześniej wygrywał ten wyścig już 3 razy... Paryż - Roubaix to właściwie jeden z moich ulubionych wyścigów, o ile nie ulubiony. Nie mieści mi się za bardzo w głowie, jak oni to przejeżdżają, ale to w końcu oni są zawodowcami, a nie ja ;) Boonen wygrał w sumie w dość nietypowy dla siebie sposób, bo nie finiszem z grupy, ale samotną ucieczką. Odjechał na 55 km przed metą (a ok. 60 km przed końcem pomógł mu w tym Terpstra) i uzyskał na mecie przewagę nieco ponad półtorej minuty. To właściwie bardziej w stylu Cancellary (jak miało to miejsce w 2010 r., kiedy po prostu odjechał sobie 50 km przed metą i wypracował ok. 2,5 min. przewagi :)) niż Boonena. Swoją drogą aż ciężko uwierzyć, że wyrobił taką przewagę nad grupą, w której jechał m.in. Ballan czy Flecha, więc też nie byle kto. Ciekawe, jak wyścig by się skończył, gdyby jechał w nim wspomniany wcześniej Fabian, który to niestety złamał obojczyk na Ronde Van Vlaanderen i nie mógł pojawić się na starcie P-R. Oglądałem tylko część relacji, ale dobre i to - w końcu były Święta :)
A skoro już przy Świętach jesteśmy to znowu nie wiem za bardzo, kiedy minęły. Wiem jednak, że na rowerze siedziałem zdecydowanie zbyt dawno, bo aż dwa tygodnie temu... Szkoda, bo kilometrów już się troszkę udało zrobić, ale już parę razy pisałem o tym, że chyba nie dane mi jest jeździć w miarę regularnie ;) Co więcej - wreszcie udało mi się znaleźć pracę. Bardzo mnie to cieszy, chociaż wiadomo z czym się to wiąże w perspektywie jazdy na rowerze... ;) Są jednak rzeczy ważne i ważniejsze - w tym przypadku ważniejsze jest oczywiście posiadanie pracy. Do tego dochodzi zbliżający się ogromnymi (bo już nawet nie wielkimi) krokami ślub, a co za tym idzie - konieczność urządzenia mieszkania żeby jako tako wyrobić się na czas. To wszystko składa się w dość oczywistą całość - zbliżają się czasy rowerowej posuchy ;) W najbliższym czasie nie będzie pewnie zatem zbyt wielu okazji do jazdy, więc i na blogu będzie się prawdopodobnie niewiele działo. Mam jeszcze niecały tydzień wolnego, ale pewnie będą na głowie inne sprawy niż rower. Pożyjemy, zobaczymy. Życzę Wszystkim udanego powrotu do rzeczywistości po Świętach!
Fajny blog,zycze dalszej zajawki w pasje :)
OdpowiedzUsuńhttp://mariusznoconstiv.blogspot.com/
Mariusz-Stiv
Dzięki serdeczne, wpadnę do Ciebie przy najbliższej okazji :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!