Po powrocie z dzisiejszego szosowania doznałem szoku. Chciałem zobaczyć, co się dziś działo w Giro i co widzę? Że w wyniku upadku na trasie zmarł Wouter Weylandt z Leopard-Trek... Kurczę, chłopak miał 26 lat i prawie całe życie przed sobą. Co to za wiek na umieranie? Chociaż właściwie żaden wiek nie jest dobry, ale to inny temat. Wouter upadł na zjeździe na 25 km do mety i uderzył w asfalt/murek (są różne wersje, a relacji nie oglądałem, zresztą i tak nie wiem, czy było to pokazane). Miał ponoć złamaną czaszkę, co widać na filmiku dostępnym już w Internecie. Nie zamieszczam go tu, bo to naprawdę niefajny widok - jak ktoś chce to i tak znajdzie. Krwotok z nosa wyglądał strasznie, o zdeformowanej twarzy nie wspominając. Jak widać, kask nie zawsze może uratować życie. Niestety... Współczuję rodzinie Woutera i jego znajomym. Co ciekawsze, wygrał 3. etap zeszłorocznego Giro d'Italia. W tym roku na 3. etapie zmarł. Straszne. Lekarze próbowali go reanimować przez kilkadziesiąt minut, ale niestety bezskutecznie. Nie było też uroczystej dekoracji po etapie. Linków do różnych artykułów nie podaję, bo już jest tego dużo. Nie znałem Woutera, ale jakoś mnie to wyjątkowo ruszyło. Może po części dlatego, że widać było po prostu jak chłopak umiera i lekarze nie mogą nic zrobić. Nie chodzi o to, że jestem fanem takich nagrań, ale człowiek chyba tak ma, że jak coś zobaczy na własne oczy to bardziej to do niego dociera. Przygnębiające...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz