Z powodu wczorajszej tragedii, dzisiejszy (czwarty) etap Giro przebiegał inaczej niż zwykły etap. Zomegnan ustalił z dyrektorami wszystkich ekip, że dziś nie będzie ścigania, tylko przejazd trasą spokojnym tempem. Na starcie minuta ciszy. Nagrody finansowe przewidywane za dzisiejszy odcinek zostały przekazane rodzinie Woutera. Linię mety jako pierwsza przekroczyła drużyna zmarłego wraz z Tylerem Farrarem (Garmin-Cervelo), który był bliskim przyjacielem i sąsiadem Woutera, i który postanowił zrezygnować z dalszej jazdy w tegorocznym Giro. Widać było, jak pod koniec jazdy płakał. Zresztą nie tylko on. Nie ma się co dziwić. Nie oglądałem relacji, ale nawet po skrótach można stwierdzić, że ten etap był jednocześnie wyjątkowy i wyjątkowo smutny. W trakcie jazdy na prowadzenie wysuwały się poszczególne ekipy, aby oddać hołd 26-latkowi. Wszyscy zawodnicy z czarnymi opaskami. Po przekroczeniu mety nie było typowego zamieszania, krzątaniny dziennikarzy, fotografów, okrzyków i radości.
Ale może dość o samym etapie. Tak jak wczoraj pisałem, wczorajszy wypadek bardzo mnie ruszył. Nawet pomimo tego, że przecież nie znałem Woutera, nie widziałem go na żywo, nigdy z nim nie rozmawiałem... Może dlatego, że to prawie mój rówieśnik? A może dlatego, że takie wypadki nie zdarzają się często i człowiek nie jest na nie przygotowany? Nie wiem... Przeczytałem też wczoraj, że niedługo Wouter miał zostać ojcem. To mnie jeszcze bardziej rozwaliło. Gorzej być już chyba nie mogło. Naprawdę współczuję całej jego rodzinie. Wiadomo, że kolarstwo wiąże się z niebezpieczeństwem, ale chyba nikt na co dzień nie bierze pod uwagę takiego zakończenia. Ciekawe, jak na dalszą rywalizację wpłynie wczorajszy wypadek? Jutro jest w planie wprowadzone przez organizatorów urozmaicenie w postaci szutrowych zjazdów drogami niezabezpieczonymi żadnymi barierkami. Ja rozumiem, że to wprowadza pewną różnorodność, są większe emocje dla kibiców, ale... Myślę, że wszyscy będą się mieli na baczności i jutro nic złego się nie wydarzy. Może chociaż to byłoby korzyścią wynikającą ze śmierci Woutera, chociaż o jakichkolwiek korzyściach chyba jednak ciężko tu mówić. A może też za parę dni wszystko wróci do normy? Jak by nie było - oby takie wypadki jak wczorajszy zdarzały się jak najrzadziej, a najlepiej wcale.
Ale może dość o samym etapie. Tak jak wczoraj pisałem, wczorajszy wypadek bardzo mnie ruszył. Nawet pomimo tego, że przecież nie znałem Woutera, nie widziałem go na żywo, nigdy z nim nie rozmawiałem... Może dlatego, że to prawie mój rówieśnik? A może dlatego, że takie wypadki nie zdarzają się często i człowiek nie jest na nie przygotowany? Nie wiem... Przeczytałem też wczoraj, że niedługo Wouter miał zostać ojcem. To mnie jeszcze bardziej rozwaliło. Gorzej być już chyba nie mogło. Naprawdę współczuję całej jego rodzinie. Wiadomo, że kolarstwo wiąże się z niebezpieczeństwem, ale chyba nikt na co dzień nie bierze pod uwagę takiego zakończenia. Ciekawe, jak na dalszą rywalizację wpłynie wczorajszy wypadek? Jutro jest w planie wprowadzone przez organizatorów urozmaicenie w postaci szutrowych zjazdów drogami niezabezpieczonymi żadnymi barierkami. Ja rozumiem, że to wprowadza pewną różnorodność, są większe emocje dla kibiców, ale... Myślę, że wszyscy będą się mieli na baczności i jutro nic złego się nie wydarzy. Może chociaż to byłoby korzyścią wynikającą ze śmierci Woutera, chociaż o jakichkolwiek korzyściach chyba jednak ciężko tu mówić. A może też za parę dni wszystko wróci do normy? Jak by nie było - oby takie wypadki jak wczorajszy zdarzały się jak najrzadziej, a najlepiej wcale.
Końcówka dzisiejszego żałobnego etapu:
O, właśnie przeczytałem, że oprócz Tylera Farrara, z dalszego udziału w Giro postanowił też zrezygnować cały Leopard-Trek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz