Pokazywanie postów oznaczonych etykietą borzęcin duży. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą borzęcin duży. Pokaż wszystkie posty

17 marca 2015

Szosa 17-03-2015 (53,48 km)

Ze względów organizacyjnych znowu zostało mi kręcenie po zmroku. Chociaż nie są to może wymarzone warunki do jazdy, to cieszę się, że wpadło chociaż te pięć dyszek. Po ostatnich zmaganiach w ciemnościach, postanowiłem trzymać się jednak całkowicie oświetlonych odcinków ;) Dziś padło na DW580 w stronę Sochaczewa oraz Powiśle. Mało romantycznie (i niekoniecznie po drodze), ale dobre i to...

Podczas powrotu z pracy dopadła mnie taka senność, że poważnie rozważałem odpuszczenie sobie dzisiejszej jazdy i pójście spać. Po prostu. Gdybym tak zrobił to pewnie bym żałował (wiem wiem, odpoczynek i regeneracja też są ważne... :)), więc postanowiłem pójść na kompromis i po powrocie zdrzemnąłem się dosłownie 15 minut. Rewelacji nie było, ale jakkolwiek pomogło. Byłem przynajmniej w stanie ubrać się na rower ;)

Wyszedłem dopiero o 19:30. Nie trzeba było wiele żeby zmęczenie gdzieś zniknęło. Wystarczyło parę obrotów korby i zapomniałem o spaniu. Rześkie 9°C dodatkowo pomogło się obudzić.

Postanowiłem dojechać sobie do Borzęcina Dużego. Co prawda droga trochę monotonna, ale w sam raz żeby się trochę rozruszać. W tamtą stronę bardzo przyjemnie pomagał wschodni wiatr i jechałem 35 - 40 km/h. Dojechałem do celu i jako wyjątkowy znawca architektury sakralnej nie mogłem oprzeć się pokusie zrobienia zdjęcia kościoła parafialnego św. Wincentego Ferreriusza (tak naprawdę to tylko on był jakkolwiek oświetlony, a co to za wpis bez zdjęcia? ;)):


W drugą stronę jechało się już nieco mniej przyjemnie, bo pod wiatr, ale te ok. 30 km/h starałem się trzymać. Przejechałem przez Bemowo i skierowałem się w stronę Powiśla. Jazda przez miasto jak to jazda przez miasto... Powiedzmy sobie - interwałowa. Było jednak parę fajnych, prostych i szybkich (i oświetlonych! ;)) odcinków, gdzie dało się dłużej przycisnąć.

Podjechałem trzy razy pod Oboźną i z grubsza powtórzył się scenariusz z mojej ostatniej wizyty na niej. Pierwszy podjazd bardzo fajnie, drugi nieco słabiej, a trzeci, nazwijmy to, bez rewelacji :) Tym razem jednak nie przypałętał się żaden skurcz.

Nogi dziś naprawdę fajnie pracowały i dobrze mi się jechało. Powrót też był całkiem szybki, więc pomimo mało motywującej scenerii, wypad mogę uznać za udany. Po słabym początku roku, kilometrów zaczyna powolutku przybywać. Pogoda zaczyna być wiosenna, ale ponoć ma jeszcze przyjść jakieś ochłodzenie i badziewny deszcz ze śniegiem. Bardzo bym się cieszył, gdyby owo ochłodzenie poczekało jeszcze łaskawie parę dni i przyszło najwcześniej w niedzielę (a najlepiej to w ogóle - byłbym mu dozgonnie wdzięczny!), bo w sobotę zapowiada się trochę wolnego czasu, który będę mógł przeznaczyć na rower. Odliczam już i mam nadzieję, że pogoda faktycznie się nie posypie...

17 czerwca 2014

Szosa 17-06-2014 (47,04 km)


Krótka rozgrzewkowa jazda po kilkutygodniowej przerwie (praca, potem urlop i takie tam ;)). Rewelacji po nogach się nie spodziewałem. Jakoś się nawet toczyłem, ale jeszcze trochę czasu i kilometrów musi minąć zanim znowu wejdę na jakieś wyższe obroty. Pojechałem do Zaborowa i z powrotem. W tamtą stronę przeszkadzał trochę wiatr w twarz, ale że i tak średnio mi się jechało to było mi wszystko jedno ;)

Poza dwoma szosowcami, kawałek za Starymi Babicami spotkałem Artura, Piotrka i Marka, którzy wyruszyli spod kościoła w trochę wcześniej i akurat wracali. Oj, pojeździłoby się znowu w grupie... Na razie jednak trochę ciężko mi się organizacyjnie wpasować, ale właściwie może to i lepiej, bo z tak marnymi nogami mógłbym ewentualnie podawać chłopakom bidony w Lesznie ;)

Wracając drogą 580, kawałek za Borzęcinem Dużym, trafiłem na korek w stronę Warszawy. Okazało się, że miał miejsce wypadek i ruch w obie strony był zablokowany.


Zderzyły się czołowo dwa samochody. Kogoś zabrał helikopter. Szczegółów niestety nie znam, ale słabo to wyglądało. Mam nadzieję, że wszystko stosunkowo dobrze się skończyło...

Super, że dni są już całkiem długie i nawet późniejszym popołudniem można na trochę wyskoczyć. Kilometrów jakoś wyjątkowo dużo nie wpadło, ale dobre i te prawie pięć dyszek.

09 kwietnia 2013

Szosa 09-04-2013 (52,82 km)

Dzisiaj nieco mniej czasu, więc i mniej kilometrów. Dobre jednak i pięć dyszek, tym bardziej, że po wczorajszym rozruszaniu nóg po miesięcznej przerwie kręciło się dziś już zdecydowanie przyjemniej. Przed jazdą załadowałem dwie bułki z miodem i jogurt z muesli. Nogi nie były już dziś tak zastane jak wczoraj i chociaż i tak zacząłem potem czuć zmęczenie (trochę za mocno pojechałem na początku, moja wina ;)), to sił nie brakowało. Pogoda już nie tak słoneczna jak wczoraj, ale te kilka stopni na plusie było, więc do przeżycia.

Dziś też pojechałem nieco inaczej niż ostatnimi czasy, bo Radiową (za którą to trochę się stęskniłem ;)) przez Klaudyn i na skrzyżowaniu z 3 Maja/Arkuszową odbiłem w lewo na Laski. Stamtąd już standardowo na Izabelin i przy kościele pw. św. Franciszka z Asyżu w lewo w Fedorowicza. Drogą 580 dojechałem do skrętu na Wiktorów i wróciłem przez Mariew.

Coś mnie podkusiło żeby ze Spacerowej odbić na Trakt Królewski, o którym już wcześniej parę razy pisałem - głównie za sprawą nieszczęsnych remontów, które trwają tam już od pewnego czasu. Nie wiem w sumie za bardzo, na co liczyłem (bo przecież pogoda przez ostatnie miesiące średnio sprzyjała jakimś robotom drogowym), ale niestety niewiele się zmieniło. Na wysokości Borzęcina Dużego/Wierzbina nawierzchnia jest wciąż zryta i więcej jest żwiru, błota i kałuż niż jakiegoś przyjemnego asfaltu:


Odbiłem czym prędzej w Królewicza Jakuba i na Trakt wróciłem Wspólną - odtąd nawierzchnia jest już lepsza.

Na pierwszym zdjęciu widać psa (chociaż tak naprawdę widać tam raczej jakiś kształt przypominający psa...) siedzącego przy drodze - dziś minąłem na Trakcie chyba z pięć czworonogów, jednak wygląda na to, że wszystkie z nich wzięły sobie do serca apel z mojego wcześniejszego wpisu i - o dziwo - żaden nawet nie szczekał, nie gonił mnie itd. Rewelacja!

Przez najbliższe dni będzie pewnie nieco mniej roweru, ale nie można się załamywać - wiosna idzie! A przynajmniej próbuje... ;)