Oooj mocno było, mocno :) Po wczorajszym dniu przerwy w planach był dziś Czosnów. Pogoda (chciałoby się powiedzieć, że już standardowa ;)) świetna, chociaż dla mnie już chyba troszkę za gorąco (jakieś 23°C). Rano makaron z jajkiem, na drogę banan i bidon wody z cytryną i cukrem. Zastanawiałem się, czy w ogóle brać coś do jedzenia na drogę, bo w planach było te 60 - 70 km, ale jak się potem okazało - dobrze zrobiłem. Przejeżdżając przez Bemowo, w okolicach skrzyżowania Estrady z Arkuszową dołączył do mnie bliżej niezidentyfikowany szosowiec i od razu nadał ładne tempo 35 - 40 km/h. Pod wiatr i miejscami pod te kilka lekkich pagórków w okolicach Łomianek... :) Na światłach zagadałem i zapytał, dokąd jadę. Stanęło na tym, że razem pojedziemy sobie do Czosnowa, bo ma akurat 2 godziny na rower, więc jak zmieścimy się w tym czasie to spoko ;) No i Rolniczą jechaliśmy obok siebie i gadaliśmy. Mimo to tempo było ładne i właściwie poniżej 35 km/h nie schodziło. Sporo jechałem nawet na dużej tarczy i nogi jakoś się kręciły. Dowiedziałem się, że szosę traktuje tylko treningowo i że normalnie startuje w maratonach MTB. Okazało się, że to Daniel Pepla. Sporo poopowiadał mi o zawodach, o samej jeździe i innych rzeczach. Sympatyczny gość. Z powrotem jechaliśmy już w granicach 30 - 35 km/h. Dowiedziałem się też, że na podjazdach zawsze trzeba cisnąć i tam próbować urywać innych. Tak więc, jak dojechaliśmy do Wiślanej, Daniel rzucił hasło "podjazd!" i poleciał powyżej 40 km/h :) Co mnie zdziwiło - nie odpadłem. Potem na Trenów podobna sytuacja (ale już bez hasła ;)) i też jakoś dałem radę. Nie powiem, że było lekko, ale satysfakcja jest, bo sam pewnie bym się nie zmotywował, żeby zasuwać pod górę (nie żeby to było jakieś Mt. Ventoux, ale jednak ;)) ponad 4 dychy, hehe. Nogi miałem już jednak trochę rozkręcone, więc nie było aż tak źle. Ostatnio nawet myślałem sobie żeby właśnie pokręcić się trochę więcej po pagórkach (chociaż w okolicy to ich za dużo nie ma), a tu proszę jaka okazja. Rozjechaliśmy się na skrzyżowaniu Radiowej i Kaliskiego. Podsumowując, bardzo mi się dziś podobało. Chyba pod każdym względem - tempo było solidne, pogoda świetna, sporo jechałem na 53T, kolana jak na razie bez zarzutów (chociaż czuję mięśnie nóg, ale to akurat dobrze) i zawsze to jakieś urozmaicenie od samotnej jazdy. Chociaż średnią się nie przejmuję, to dziś (razem z przejazdem przez miasto) na tych moich 73 km wyszło 31 km/h. W wolnej chwili będę musiał wyczyścić Scotta, bo widzę, że się biedak trochę przykurzył od tych szos. W najbliższym czasie planuję też zmienić łańcuch na świeżutki. Jutro najprawdopodobniej przymusowa przerwa spowodowana zajęciami, a tymczasem trzeba wracać do pisania pracy przejściowej... Nie mogę się doczekać! ;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz