A jednak... Pogoda się zdecydowała i chmury zniknęły, pozwalając słońcu walić promyczkami. Temperatura 22°C, więc zawsze to lepiej niż niedawne 27°C. Zatankowałem zbiorniki i ruszyłem z planem przejechania ok. 50 km. Większość trasy raczej standardowa z lekką modyfikacją, która polegała na połączeniu 2 odcinków, którymi czasem jeżdżę, ale niekoniecznie w tym kierunku co dziś. Nieważne ;) A może powinienem zacząć wstawiać mapki...? Zobaczymy. Wiatru jako takiego raczej nie było, ale powietrze jakieś ciężkie i gęste, przez co niezależnie od kierunku jazdy już trochę powyżej 30 km/h zaczynało się kręcić nieco trudniej niż zwykle. Muszę jednak przyznać, że na liczniku często było powyżej 35 km/h, a jeszcze częściej właśnie powyżej 30 km/h. I po powrocie praktycznie nie czułem zmęczenia. Pomimo tego, że troszkę ciężej, jechało się bardzo przyjemnie i wreszcie czuję, że siły po tej dłuższej przerwie wracają. Tak jak ostatnie parę razy, chętnie popedałowałbym sobie jeszcze dłużej, ale cóż, nie samym rowerem żyje człowiek. Na zakończenie mały bonus, żeby nie było kolejnego nudnego posta o głupiej jeździe po asfalcie ;) W drodze powrotnej, za przejazdem kolejowym na ul. Radiowej/Estrady moim oczom ukazał się żywy symbol Kaminoskiego Parku Narodowego - ŁOŚ :D Zdziwił mnie mały koreczek i grupka ludzi stojąca przy drodze. Myślałem, że jakiś wypadek był czy coś, a tu patrzę i z lasu wynurza się wspomniany łoś :) Nie wiedziałem, że to taki wielki (wysoki) zwierzak. Ostentacyjnie przeszedł na drugą stronę drogi, niezbyt przejmując się ludźmi oraz samochodami i poszedł w swoją stronę. Zdjęcia takie sobie, ale cokolwiek i tak chyba na nich widać. Aparat w telefonie to jednak przydatna rzecz ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz