Do wczesnego popołudnia dzień zleciał w bardzo miłej, imieninowej atmosferze (jeszcze raz wszystkiegooo najlepszegooo! :)). Ponieważ miałem znowu 3 dni przerwy od roweru, dziś było w planie przełamanie złej passy ;) Po obejrzeniu końcówki relacji z ostatniego etapu Giro, wskoczyłem na rowerek z planem przejechania nieco mocniejszym tempem ok. pięciu dyszek. Standardowo droga 580 i okolice. Wcześniej oczywiście wydostanie się z miasta. Pierwszą połowę trasy jechało się tak sobie. Nogi miałem jakieś dziwnie ciężkie i sztywne, jakby zastane. Starałem się je trochę rozkręcić. Jechałem raz z wyższą, raz z niższą kadencją, czasem jakiś sprint itd. Dopiero w drodze powrotnej zaczęło się w miarę fajnie pedałować. Nogi wróciły do normy i można było zasuwać ;) Może po prostu za wcześnie chciałem zacząć mocniejsze kręcenie, skoro w planie był krótszy dystans? Z powrotem jechało się już więc całkiem fajnie, właściwie cały czas powyżej 35 km/h na liczniku. Co prawda z powodu przejazdu przez miasto w obie strony średnia znacznie spada, ale po sprawdzeniu jej z ciekawości po powrocie wyszła trochę większa niż 30 km/h. Właściwie to mi wszystko jedno, jaka ta średnia wychodzi, ale biorąc pod uwagę to, że przez światła czy samochody jedzie się czasem 15 czy 20 km/h, co chwilę hamuje, od nowa rozpędza itd. to AVS 30 km/h to i tak fajny wynik, biorąc pod uwagę to, że miasto to jakieś 60% dzisiejszego dystansu ;) Mniejsza z tym. Troszkę się zmachałem, było miło, a ze względu na godzinę nie było już takiego upału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz