Tego mi było trzeba. Po moich wczorajszych problemach ubraniowo-suportowych nie było dziś śladu. Pogoda świetna (chociaż może nawet zbyt świetna - 30°C to już dla mnie trochę za dużo), wreszcie krótki rękaw/nogawka, idealnie pracujący napęd i gładkie asfalty.
Pojechałem dziś do Czosnowa przez Leszno z powrotem przez Łomianki, czyli moją standardową setkową trasą sprzed przeprowadzki - teraz jest o te kilkanaście kilometrów krótsza, ale powiedzmy, że wciąż mam do niej sentyment ;) Nawierzchnia jest świetna, a przy pogodzie takiej jak dziś jest po prostu pięknie. Poniżej parę zdjęć, bo zdjęcia wyrażają ponoć więcej niż tysiąc słów... ;)
Tak naprawdę, dziś można by co chwilę zatrzymywać się na robienie zdjęć, ale jak by nie było, poszedłem przecież na rower a nie na zdjęcia ;)
Aż do Czosnowa jechało się rewelacyjnie - wiatr w plecy, cichutki szmer napędu i opon toczących się po gładkim asfalcie, piękne widoki i duża tarcza. Słowem - rowerowa poezja ;) Żeby nie było jednak zbyt pięknie, po przejeździe nad drogą S7 i skierowaniu się na Czosnów dostałem silnym wiatrem prosto w twarz. Skubany skutecznie mnie spowolnił, a że miałem już kilka kilometrów w nogach, zaczęło się robić niewesoło. Ok. 60. kilometra dopadł mnie kryzys, który na szczęście po niedługim czasie odpuścił. Nogi wciąż słabe, ale dobrze, że chociaż z tymi osiemdziesięcioma kilometrami sobie poradziły.
Minąłem dziś zaskakującą ilość szosowców, bo aż dziesięciu, z czego trzech jechało razem Rolniczą. Co ciekawe, nie spotkałem nikogo na MTB. Intrygujące zjawisko socjologiczne, nieprawdaż? ;)
Wracając do tematu stukania z okolic suportu... Okazało się, że problem stanowił brud, który uzbierał się tam od ostatniego czyszczenia. Przed jazdą dobrałem się do bebechów, wszystko dokładnie wyczyściłem, nasmarowałem i skręciłem z powrotem. Tym razem też więcej zdjęć niż tekstu. Istna żwirownia!
Po wyczyszczeniu było już znacznie lepiej:
Poza zabawą z suportem i korbami dosmarowałem łańcuch, sworznie przedniej przerzutki, gwinty pedałów i delikatnie maznąłem sztycę.
Podczas jazdy okazało się, że wyszło całkiem smakowicie i tym razem mogłem się już cieszyć elegancką pracą napędu. Kolejny raz przekonałem się, że dobrze mieć też jakieś dodatkowe, mniej standardowe narzędzia (w tym przypadku klucz do HTII), bo gdybym miał z tym iść do serwisu, to nie starczyłoby mi ani czasu, ani pieniędzy ;)
Miło było, temperatura i wiatr dały mi trochę popalić, ale ponoć twardym trza być, a nie mientkim. Pogodowi szamani mówią, że od piątku pogoda ma się znowu popsuć. Nic nowego - zbliża się weekend, zbliża się również deszcz. Głupie to, ale co poradzić...? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz