![]() |
© Bernard Papon / Associated Press |
Wyskoczyłem sobie wczoraj na szosę. Na termometrze -2°C, niebo zasnute chmurami. Człowiek zaczyna tęsknić za warunkami takimi jak na powyższym zdjęciu (wiem wiem, wybór bohaterów nie do końca trafiony ;)). Albo chociaż za promieniami słońca... W komplecie z ponurą aurą znalazł się też zimny, dodatkowo wychładzający wiatr. No ale miałem wolne w pracy i mogłem sobie czasowo pozwolić na kilka dyszek na szosie, więc szkoda byłoby nie skorzystać. Tym bardziej, że wyjście na rower w weekend stało pod znakiem zapytania.
Jak to ostatnio bywało, z braku czasu na jakiś dłuższy dystans po głowie chodziła mi Oboźna. Ostatnim razem fajnie mi się podjeżdżało, więc i wczoraj postanowiłem zaatakować ją kilka razy. Najpierw jednak pojechałem sobie do Łomianek. W tamtą stronę było przyjemnie ze względu na lekkie zjazdy, zaś z powrotem ze względu na lekkie podjazdy ;) Nogi zdążyły się trochę rozgrzać i pojechałem na Powiśle. Zaliczyłem Oboźną trzy razy i zorientowałem się, że z czasem jestem trochę na styk, więc trzeba było niestety kierować się w stronę domu. Dobre i trzy razy, chociaż muszę przyznać, że w ubiegłą sobotę podjeżdżało mi się jakoś lepiej. Może to kwestia gorszego dnia, może niższej temperatury, może za słabego śniadania... Miałem też już całkiem nieźle zmarznięte palce u rąk i nóg. Dobrze, że nie musiałem z nikim prowadzić jakiejś dłuższej konwersacji, bo ze względu na przemarzniętą paszczę miałbym zapewne problemy ze zrozumiałym wymawianiem choćby krótkich wyrazów ;) Kolejny raz mogłem jednak docenić nabytą w ubiegłym roku softshellową kurtkę Pearl Izumi - naprawdę fajnie chroni przed wiatrem i zimnem, jednocześnie nie pozwalając się zbytnio spocić.
Chociaż moje palce i twarz miałyby pewnie nieco inne zdanie na ten temat, to cieszę się, że mogłem skorzystać z suchego asfaltu i pokręcić trochę pomimo ujemnej temperatury. Podobno co nas nie zabije to nas wzmocni... ;)
Jak to ostatnio bywało, z braku czasu na jakiś dłuższy dystans po głowie chodziła mi Oboźna. Ostatnim razem fajnie mi się podjeżdżało, więc i wczoraj postanowiłem zaatakować ją kilka razy. Najpierw jednak pojechałem sobie do Łomianek. W tamtą stronę było przyjemnie ze względu na lekkie zjazdy, zaś z powrotem ze względu na lekkie podjazdy ;) Nogi zdążyły się trochę rozgrzać i pojechałem na Powiśle. Zaliczyłem Oboźną trzy razy i zorientowałem się, że z czasem jestem trochę na styk, więc trzeba było niestety kierować się w stronę domu. Dobre i trzy razy, chociaż muszę przyznać, że w ubiegłą sobotę podjeżdżało mi się jakoś lepiej. Może to kwestia gorszego dnia, może niższej temperatury, może za słabego śniadania... Miałem też już całkiem nieźle zmarznięte palce u rąk i nóg. Dobrze, że nie musiałem z nikim prowadzić jakiejś dłuższej konwersacji, bo ze względu na przemarzniętą paszczę miałbym zapewne problemy ze zrozumiałym wymawianiem choćby krótkich wyrazów ;) Kolejny raz mogłem jednak docenić nabytą w ubiegłym roku softshellową kurtkę Pearl Izumi - naprawdę fajnie chroni przed wiatrem i zimnem, jednocześnie nie pozwalając się zbytnio spocić.
Chociaż moje palce i twarz miałyby pewnie nieco inne zdanie na ten temat, to cieszę się, że mogłem skorzystać z suchego asfaltu i pokręcić trochę pomimo ujemnej temperatury. Podobno co nas nie zabije to nas wzmocni... ;)