A jednak...! Wbrew temu, co przewidywałem w ostatnim wpisie, czerwiec nie będzie miesiącem czterdziestokilometrowych wypadów ;) Udało mi się wyjść wcześniej z pracy i o 16:30 byłem już na szosie. Pogoda była idealna, bo pięknie świeciło słońce i było 25°C, czyli tyle ile w zupełności mi wystarcza. Jedynym minusem był wiatr, który wiał dość solidnie z zachodu.
Dziś nie mam na co narzekać. Właściwie, to mam raczej powody do zadowolenia ;) Mimo wiatru w twarz podczas jazdy w tamtą stronę, udawało mi się praktycznie cały czas utrzymywać powyżej 30 km/h. Starałem się trzymać nieco wyższą niż zazwyczaj kadencję i jechałem ok. 95 RPM. Pod Zaborów wpadło 45 km/h, w drodze powrotnej z kolei 50 km/h. Tak naprawdę, od początku do końca sił nie brakowało i ogólnie jechało mi się zdecydowanie pozytywnie. Może świetna pogoda jakoś wyjątkowo dobrze mnie nastrajała... ;) Gęba się sama cieszyła, kiedy dookoła były widoki takie jak te poniżej:
Korzystając z większej niż zwykle ilości wolnego czasu pojechałem do Gawartowej Woli. Odbiłem w prawo na Wiejcę. Jechałem tamtędy pierwszy raz i po chwili lekko się zdziwiłem, bo... w połowie drogi kończy się asfalt i dalej prowadzi droga szutrowa :)
Postanowiłem jednak nie zawracać i wychodząc z założenia, że do drogi 580 jest już raczej niedaleko, pojechałem dalej. Nieco obawiałem się, czy Durano S (którym to ostatnio stuknęło 7 tys. km) nie okupią tego życiem, ale na szczęście bez problemów przeszły kolejną próbę, która jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu o ich odporności na przebicia (swoją drogą, na dniach zaopatrzę się w nówki sztuki :)). Szutrowy odcinek ciągnął się przez kilometr, po czym z radością wróciłem z powrotem na gładziutki asfalt ;) Droga do domu minęła całkiem szybko, wiatr wiał tym razem przeważnie cały czas w plecy, więc jechało się nieco łatwiej.
Poza tym, że wreszcie udało mi się wyskoczyć na więcej niż jakieś wieczorne 40 km, cieszy mnie chyba najbardziej to, że nogi z powrotem już się nieco rozkręciły po ostatnich przerwach w jeździe. Brakuje ciągle jeszcze trochę przyspieszenia i lekkości, ale jest nieźle. Jak na moje skromne warunki, oczywiście... :)
Poza tym, że wreszcie udało mi się wyskoczyć na więcej niż jakieś wieczorne 40 km, cieszy mnie chyba najbardziej to, że nogi z powrotem już się nieco rozkręciły po ostatnich przerwach w jeździe. Brakuje ciągle jeszcze trochę przyspieszenia i lekkości, ale jest nieźle. Jak na moje skromne warunki, oczywiście... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz